FILM - Made in China... - Our Times!

Tytuł: Our Times
Rok produkcji: 2015 rok, Tajwan
Gatunek: romans/szkolne/komedia
Czas trwania: 134 minuty

Krótki zarys fabuły:

"Lin Chen Hsin to zwykła pracownica biurowa, która jest wyśmiewana przez współpracowników. Przygnębiona zaczyna słuchać kasety ze starą piosenką Andy’ego Lau’a. To z kolei przywołuje jej wspomnienia, gdy była zwykłą uczennicą liceum, zakochaną w najpopularniejszym chłopaku w szkole. Przypomina sobie czas, gdy w liceum dostała list-łańcuszek, mówiący, że jeśli nie prześle go dalej, to stanie się jej coś niedobrego. Przestraszona dziewczyna postanawia przekazać ludziom list, którzy na niego zasłużyli. Nie przewiduje jednak, że szkolny chuligan – Xu Tai Yu, odkryje jej sekret i będzie chciał się z nią zaprzyjaźnić" (wg strony DramaQueen)

Moje przemyślenia: 

Our Times wgniotło mnie w ziemię.
Wszyscy wiemy jak wyglądają produkcje wschodnio-azjatyckie - wszystko przesadzone, cukierkowe, efekty specjalne są bardziej nienaturalne niż Kardashianki, dużo niezręcznych przybliżeń na twarze bohaterów i dziwne efekty dźwiękowe. Do tego dodamy miłość od pierwszego wejrzenia, prześladowania i masa rumieńców lub fanservisu i voila! Mamy trzy-czwarte filmów z wschodniej azji!
No nie do końca.
Our Times to nie przerysowany romans z miłosnymi uniesieniami, przemianą wewnętrzną bohaterów z tyłka wziętą i podziałem na "tych złych i tych dobrych". W czasie tego dwugodzinnego seansu dostajemy dobrze wykreowane postacie, niby oczywisty, a jednak mądrze rozwijający się romans, genialną grę aktorską, pięknie poprowadzony rozwój bohaterów poparty o ich przeżycia i historie...
Do tego wszystkie postacie da się lubić, przysięgam. Każdego da się zrozumieć i na swój sposób pokochać, zwłaszcza za och dojrzałe decyzje i brak dram o byle co. Co jest jeszcze piękniejsze to to, że mamy tu do czynienia  nie tylko z wątkiem miłości, ale także buntu młodzieżowego, walki o swoje prawa, przyjaźni, straty, akceptacji siebie i wiele wiele innych... A drugi główny, czyli walka młodzieży o swoje, był tak pięknie pokazany, że chciało mi się płakać.
Do tego wszystkiego dochodzi nam całkiem dobrze dobrana muzyka, dobre ujęcia i piękne scenerie, a także masa śmiesznych scen, na których z pewnością się uśmiechniecie.
Nigdy nie lubiłam romansów i dalej ich nie lubię, na Our Times trafiłam ogromnym przypadkiem.
Był to jeden z najcudowniejszych przypadków w moim życiu, jak mniemam.



Komentarze